Something wicked this way comes… czyli zwyklak nie do końca zwykły
Chciałabym być poukładana i perfekcyjna, żeby mieć wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik i realizować cele i odhaczać kolejne punkty na różnych listach itp., ale spójrzmy prawdzie w oczy, jestem „chaotem”, ciągle łapię na raz trzy sroki za ogon i ciągle improwizuję, a życie okazji do tych improwizacji dokłada mi wielką szuflą. Nie inaczej jest z dzierganiem. To miało być takie łatwe – nieskomplikowany zwyklak na dobry początek „kampanii zwyklakowej”.
Z jakiej włóczki?
Włóczkę kupiłam od Justyny z Delectare – „Brasil” z Stahlsche Wolle, wiskoza (35%) z bawełną (65%), czarno- biała, o zróżnicowanej teksturze, z małymi nopkami. W całości dziergałam, z góry ku dołowi. Już przy końcu karczku zorientowałam się, że na nic moje modły do bóstw włóczkowych – bawełny nie wystarczy na cały sweter. Co tu robić, co tu robić? Odkopałam w „skarbcu” mieszankę bawełny z wełną Debbie Bliss (Wool/Cotton: 50% merino, 50% bawełna, wycofana już z produkcji, kupiona dla mnie w UK przez kochaną Opakowaną – przeleżała w szafie jakieś 12 lat (włóczka, nie Opakowana :-P). Czarna nitka, delikatny połysk po merceryzowaniu, grubość w sam raz, by połączyć z Justynową włóczką.
Zwyklak o skomplikowanej i zmiennej anatomii
Narodził się pomysł, by rękawy udziwnić, rozciąć je pionowo od nadgarstka w górę, uzyskując efekt „płaszcza ghawazee”, albo mongolskiego kaftana. Poród był bliźniaczy, bo wkrótce potem na świecie pojawił się drugi pomysł, żeby góra swetra była „mregata”, środek w paski, a dół czarny. Druty śmigały raźno, wzór się tworzył na bieżąco, żyłkę przy drutach miałam zbyt krótką, by móc mierzyć sweter, więc wszystko działo się w myśl założenia „musi się udać”. Wydawało mi się, że włóczka będzie się dość mocno naciągać w poprzek po założeniu swetra, więc całość zrobiłam nieco dłuższą, niż wskazywałaby na to próbka. Skończyłam, zmierzyłam. Ze swetra wyszła sukienka.. no dobra.. tunika, jeśli oceniałby to ktoś bardzo pozytywnie nastawiony. Rozcinane rękawy zupełnie się nie sprawdziły, nie przy tej włóczce, smętne jakieś były. No i czarny dół dziwnie odcinał się od reszty. Jednym słowem (a właściwie dwoma): dużo prucia.
Sprułam, przemyślałam. Rękawy z rozciętych zamieniły się w przydługie, ze „zintegrowanymi” mitenkami. Sukienka z powrotem stała się swetrem, choć wydłużony tył pozostał. W dole z szerokiego pasa czerni pozostał tylko ściągacz i powróciła „sól z pieprzem”. Kolejna przymiarka i na reszcie uśmiech zadowolenia na twarzy. Nie jestem do końca pewna, czy uznacie, że to klasyczny zwyklak . Dla mnie jest „zwyklakowy”: wygodny, miły w noszeniu, pasuje do większości moich spodni, nie wymaga specjalnych dodatków. Pewnie się jeszcze rozciągnie, ale co tam.
Szczegóły techniczne
- Włóczka: 450 g czarno-białej + ok. 100 g. czarnej
- Druty nr 4
- Czas dziergania: ok. 3 tygodnie
-
może kiedyś sie zmotywuje do takiego fajnego zwyklaka. Łagów?
-
Świetna jest ta myszata włóczka! I paski! I rękawy przechodzące w mitenki, jak w mojej ulubionej bluzie z Uniqlo!… *^o^* I taki tył chciałam zrobić w moim zwyklaku I, ale coś mi nie wyszło z rzędami skróconymi i zwisały buły po bokach…
Jestem bardzo ciekawa zwyklaków innych uczestniczek KALa, bo one okazują się wcale nie takie zwyczajne!…. *^-^*~~~ Czy mamy jakąś grupę do wrzucania zdjęć, gdzieś? Na Flickr albo na FB? -
Bardzo mi się podoba!
Ale to jak zwykle u Ciebie – czyli, jak by nie patrzeć, „zwyklak” 🙂 -
Świetny ten „niezwykły” 'zwyklak” 🙂 Ślicznie Ci w nim, tak zwykle inaczej 🙂
-
Zwyklak jest piekny!!!! Bardzo chce taki punkowy wydziergac, a jesli do tego nie gryzie, to tym bardziej chce.
Zachwowalam na wloczke Justynowa, pliss, gdzie to kupic?
Komentarze