ostre cięcie, czyli o korzyściach z okazjonalnego bluźnierstwa
Nie wiem, czy za to, o czym dziś napiszę, nie obłożycie mnie klątwą, bo popełniłam dziewiarskie bluźnierstwo ? Czyn niewyobrażalny dla włóczkoholika i napawający wstrętem każdego kolekcjonera włóczek. A do tego jest mi z tym dobrze! Ale zacznijmy od początku…
Od dłuższego czasu mam kiepski okres jeśli chodzi o dzierganie i pechowy w życiu w ogóle. Brak motywacji, zniechęcenie, projekty dziewiarskie, które utykały w miejscu w kluczowych momentach. Do tego prawie 2 miesiące ciągłych infekcji dróg oddechowych (zapalenie oskrzeli przechodzące gładko w anginę itd. – pozdrowienia dla kolegów z biura przychodzących do pracy z chorobą i radośnie zarażających innych).
Zmęczona byłam – fizycznie z powodu przeciągającego się kaszlu i różnego rodzaju bólu, psychicznie z powodu poczucia, że jakoś ugrzęzłam. Kupowałam czasem włóczkę do realizacji konkretnego pomysłu. Zwykle jednak albo nie zdążyłam się za nią zabrać, bo inne projekty przeciągały się w czasie, albo pomysł przestawał mi się podobać.
Moje mieszanie powoli zaczynało przypominać archeologiczne wykopalisko. Po warstwach upychanych po kątach motków i rozpoczętych robótek można było rozpoznać kolejne okresy przypływu energii twórczej i następującego po nich zwątpienia.
W zeszły weekend otworzyłam szafę, w której zasadniczo przechowuję dokumenty, art. piśmiennicze itp. i posypały się na mnie motki, na wpół sprute robótki, jakieś bliżej nieokreślone kłęby drutów i nitek. Wszystko poupychane tam, bym nie widziała swoich kolejnych robótkowych porażek.
Ogarnęła mnie złość. Miałam tego dosyć, potrzebowałam ostrego cięcia, więcej przestrzeni, nowego początku. Przez cały zeszły tydzień codziennie poświęcałam nieco czasu na brutalne odgruzowywanie szafek i zakątków mieszkania.
Oczywiście odłożyłam na stół mnóstwo kartoników i siatek z włóczkami i zaczętymi robótkami „do przejrzenia na później”. Popatrzyłam na tę górkę i zrozumiałam, że tak się nie da. Muszę podjąć decyzję tu i teraz. Albo mam dość motywacji, aby usiąść i dokończyć dzierganie, albo mam dość siły, by spruć robótkę. Jeśli nie mam ani tego ani tego, czas się pożegnać i nie żałować.
I tak, kochani – dokonałam tego bluźnierstwa – wyrzuciłam całkiem sporo zaczętych robótek z przyzwoitych włóczek. Tak po prostu, nie zastanawiając się nad tym zbyt długo z obawy, że znów będzie mi żal i znów je odstawię z myślą, że „kiedyś to ogarnę”. Wyrzuciłam kilka robótek wielokolorowych, których prucie byłoby równie upierdliwe, co dzierganie, poplątanych i zniechęcających, część była nawet w dość zaawansowanej fazie roboty. Uznałam jednak, że lepszy spokój ducha, niż życie wśród walących mi się na głowę starych projektów wciąż na nowo przypominających o tym, że nie daję rady.
Staram się nie myśleć o tym, ile pieniędzy poszło do śmietnika. Wiem, to marnotrawstwo, ale zdrowie psychiczne jest dla mnie bardziej cenne. 🙂 Czuję przypływ nowej energii i choć nowy sweter, który aktualnie mam na drutach też się komplikuje, to myślę, że jednak tym razem, uda mi się go skończyć. Jest mi lekko, jakbym odcięła balast przygniatający mnie do ziemi i mogła wreszcie niczym wypełniony helem balonik unieść się w przestworza. I takiego uczucia w nowym roku Wam życzę ?
-
A może ktoś by zaadoptował z radością ?
-
i wyrzuciłaś tak fizycznie do śmieci? ja czasami korzystam z grupy fb „śmieciarka jedzie” …. żeby się nie zmarnowało
-
Oj nie dobrze,można było ogłosić na forum,może by ktoś zabrał, można było popruć i oddać do domu opieki -tam też tworzą i potrzbują,nie mnie oceniać ale takbym zrobiła.Ja juz mam przygotowany sweter,szal,2 czapki które będą prute podczas olimpiady,z takich resztek i innych będzie koc na działkę bądź podkłady na krzesła.pozdrawiam.Pytałaś to odpowiedziałam.
-
Dzielna jesteś niesłychanie. Tak trzeba było zrobić.
Ponieważ w czerwcu wyjeżdżałam na trzy lata do Malezji postanowiłam zrobić porządek w swoich zbiorach. Wzięłam ze sobą całą bawełnę, włóczki lace i jedwabie. Niewielką część, którą wiedziała, że wykorzystam po powrocie upchnęłam w czeluściach piwnicznych. Resztę, czyli dwa duże wory oddała, przyjaciółce i przyjacielowi, których mamy i babcie robią na drutach i były prze-szczęśliwe, że dostały całkiem niezłej jakości włóczkę. Ja również jestem zadowolona, że nie będę miała góry zalegających resztek.
Pozdrawiam z kraju, w którym niestety też można kupić włóczki:)))) -
Dokładnie , robię to samo, gdy wszystkie inne metody zawodzą i góra „niewiadomoczego” urosła:). Ani to pruć, ani komuś oddać (wstyd takie poplątane lub pocięte), patrzeć już na to nie można więc…. won do śmietnika. I z czystym sumieniem rozpoczynam Nowe, które TYM RAZEM doprowadzę do końca. I czasem mi się to udaje 🙂
-
Szkoda bo nawet wcześniej był post o pensjonariuszce domu opieki, która uwielbia robić na szydełku a nie ma wełny, ani na wełnę.Przepraszam ale nie ma czym się chwalić, to czyste marnotrastwo.
-
No to bluźnierstwo! Trzeba było wydać „jak leci” a nie na śmieci… oj, matko, matko…, ale najważniejsze jednak ze odetchnęłas 🙂
-
Szacun wielki za siłę woli, choć szkoda. U mnie taka czystka jak się skończy pruciem to już sukces… Powrotu do formy życzę, żeby już więcej żadna wloczka nie poleciała na śmietnik ?
-
Jeśli pomogło to słusznie zrobiłaś!!
-
Dzielna jesteś! P.S. Podaj mi na priv. adres Twojego śmietnika… 😉
-
Mnie się zdarzało wykończone projekty oddawać do charity shops jeśli się nie sprawdzały. Nie mam skrupułów. Poczułam się dużo lepiej, kiedy to zrobiłam po raz pierwszy i to była ważna lekcja. Mimo wszystko do śmieci bym chyba nie wyrzuciła, zwłaszcza jeśli włóczka dobra… Ale w Polsce trudno znaleźć miejsce żeby oddać chyba. Najważniejsze to się uwolnić a nie szukać wymówek kolejnych „kiedyś skończę” „kiedyś wydam”. To naprawdę marnuje masę energii.
-
ja sprzedalam na ebayu zaczete robotki z reszta wloczki… a co klebu sklebionego wloczek, to akurat niedawno jedna moja znajoma potrzebowala na gwalt rzeczy do prucia i rozplatywania (oraz wymieszanego surowego makaronu do rozdzielania) dla swojej Mamy, ktora ma zaawansowana demencje i musi rece zajmowac. dziewczyny jej kupily rozne rzeczy w szmateksach do prucia, ja bylam gotowa zrobic cokolwiek, dluuugi szalik z byle czego na ten cel, trwalo to niestety krotko, demencja robi spustoszenie bardzo szybko :/.
ALE jak mus wywalic , to trudno. ja tez juz pare razy tak zrobilam, w totalnej desperacji, ze jak zostawie na wydanie i bedzie stalo na oczach, to zabiore nazad do szafy! bo juz tak pare razy zrobilam. i zaluje tego kroku i nie – z jednej na-stracenie-i-wyrzutke zrobilam kocyk niemowlecy, innych nawet nie pamietam 🙂
Mozliwe, ze wyjsciem jest nie mienie zapasu wloczek. nie wiem, JAK to jest mozliwe, ale sa osoby, ktore kupuja wloczke, robia az zrobia i dopiero wtedy kupja nastepna na okreslony juz wzor. nawet jak placa wiecej za wloczke, to jestem pewna, ze wychodzi im taniej niz chomikowanie.
No i to, co ciagle powtarzam – tylko mysze moga pomoc w zatrynianiu pierdyliona klebkow wloczki!!
p.s. czujesz sie szlachetniej przez to, ze podjelas tak drastyczna decyzje , wprowadzilas ja w zycie i…przezylas? 🙂
-
-
Witaj..
A ja Cie rozumiem doskonale, wiem , jestem pewna ze Ci to pomoglo, znam to uczucie.
Czasem oddac tego wszystkiego poprostu nie ma gdzie, nie ma warunkow, a cos z tym trzeba zrobic.
Zdrowia zycze, pomyslow, cierpliwosci, samozaparcia..wszystkiego dobrego!
Pozdrawiam -
Gdybyś następnym razem miała takie skarby, chętnie odkupię splątane, niesprute itd. – mój mąż bardzo lubi rozplątywać włóczki ?
-
zazdroszczę odwagi ,mnie jej brak
-
Herbi, calkowicie Cie rozumiem! Czasami trzeba cos drastycznego zrobic i sie czegos pozbyc, wyrzucic tak natychmiast i od razu aby poczuc sie Uwolniona od balastu. Takie dzialanie daje natychmiastowa energie, nowe sily. Tez tak czasami robie z ladnymi i prawie nowymi ciuchami, w ktore sie nie mieszcze a ktore przechowywalam ze wzgledu na cene albo jakosc, butami i wloczkami. Nowy lad i porzadek w szafie, Wolne odgracona glowa i umysl.
No i zycze zdrowka Matko Zalozycielko! Serdecznie pozdrawiam, ania -
Dodam jeszcze ze niedawno mialam to samo.. na szczescie trafilo na akryl z ktorym rozstalam sie bez zalu, ba nawet z radoscia i zloscia na sama siebie ze toto wogole kupilam. Pozbylam sie tez pewnych gotowych udziergow, ale te wyladowaly w boxie z uzywana odzieza, niech ktos inny skorzysta, czy nie, juz nie moja sprawa.
Jeszce raz najlepszego!
Dodam ze jestem fanka 😉 -
Nie robię w wełnie, ale jestem – internet ukuł takie słowo – biżuteryjką. Wiem dobrze, jak potrafią gromadzić się niedokończone projekty. Czasami po prostu trzeba coś wywalić do śmietnika, i to teraz, natychmiast. Dla spokoju ducha.
-
Skoro to Ci pomogło, to nie ma już co rozpamiętywać, poszło i koniec. Ja robiłam podobnie z ubraniami, odkładałam bo może jeszcze kiedyś … . Mieszkanie miało ograniczony metraż ale potrafiłam to wszystko jakoś pomieścić. Ale przyszła pora na przeprowadzkę do domu, trzy razy większego niż mieszkanie. I w końcu zrobiłam to co Ty, podjęłam szybką decyzję, wywaliłam wszystko czego nie nosiłam od kilku lat. Minęło już ponad 6 lat i nie żałowałam tej czystki ani przez moment. A ile mam więcej miejsca na włóczki :D.
-
Ja dziergam dopiero od sierpnia. Zrobiłam komin, dwie chusty trójkątne, dwie czapki, sweterek, szal ze wzorem i póki co jedną mitenkę, drugą zacznę dziś. Jak na razie staram się trzymać zasady, że kiedy kończę projekt, kupuję włóczkę na następny. Jakoś idzie. Jak nie idzie to pruję i zaczynam od początku. Z pierwszą mitenką walczyłam tydzień, najpierw na czterech drutach, ciagle wychodziła za duża, rozwleczona, oczka mi spadały. W sobotę postanowiałm podejść do magic loop’a. Poćwiczyłam, poprzeklinałam, aż odkryłam wrota niebios. Jak ruszyłam – wydziergałam całą w kilka godzin. Nie wiem, czy umiałabym wyrzucić stare projekty, ale generalnie lubię od czasu do czasu przewietrzyć szafy.Ta lekkość na duszy jest bezcenna. Nie wiem, czy to dobre miesjce, ale przy okazji mam pytanie do jednego Twojego projektu, takiego sprzed kilku lat. Chodzi o beret z pawich piór: http://herbimania.blogspot.com/2010/02/beret-z-pawimi-piorami-opatologiczny.html Boże – jakie cudo:)! I nawet teoretycznie wzór łapię (jeszcze go nie ćwiczyłam), ale mimo rzeczywiście łopatologicznej instrukcji, za którą dziękuję, nie rozumiem tego fragmentu:
„Jednocześnie w pierwszym rzędzie przerabianym wzorem „pawie pióra” dodałam co trzecie oczko na całej długości (czyli dwa oczka przerabiałam normalnie, następnie z nitki poprzecznej wyrabiałam dodatkowe, znów dwa oczka normalnie, dodatkowe oczko z nitki poprzecznej itd.). W drugim rzędzie ponowiłam tę procedurę”.
W zacytowanym fragmencie nie mogę się połąpać jak rozpoczęcie wyrabiania „pawich piór” ma się do dodawania oczek w dwóch pierwszych rzędach po ściągaczu. I czy druty 5,5 i odpowiednia do nich wełna będą OK (został mi motek po kominie). Będę wdzięczna za dodatkowe wyjśnienie:)
Pozdrawiam i dziękuję za moc inspiracji i starwy duchowej:) -
Dla mnie to nie nowość bo kiedyś też tak zrobiłam i byłam z siebie dumna:) półki oczyszczone aż się do mnie śmiały a każdą rzecz jaka mam wydziergać jest teraz dobrze przemyślana żeby nigdzie nie zalegała. Tym sposobem sukcesywnie wyrabiam zapasy i nic nie kupuję chyba że raz w roku w nagrodę:) Pozdrawiam
-
To był dobry pomysł, trochę łatwiej się dzierga bez balastu. Też wywaliłam kilka takich bubli, z którymi nie chciałam mieć już więcej do czynienia. Jeden nawet z drutami, o ile pamiętam :D.
-
Wiem rozumiem też przez to przechodziłam i nie krytykuje tak czasem trzeba i już ! Pozdrawiam
-
Hej! Też jestem włóczkomaniaczką i z ogromnym żalem rozstaję się z motkowym nadmiarem, gdy już jakimś cudem mi się to uda. Dziewczyny, nie dajmy się zwariować!! W życiu ważni są ludzie a nie przedmioty. Herbi, gratuluję uszczęśliwienia co najmniej jednej osoby – siebie 🙂 I dziękuję za inspirację, idę przejrzeć moje włóczkowe zapasy 😉
-
He, he, to chyba najbardziej skomentowany wpis na blogu, i przede wszystkim krytyka wyrzucania, W sumie od razu po przeczytaniu pomyślałam, że będą takie komentarze, bo ludziom się wydaje, że każdy zawsze powinien myśleć o innych i w takich sytuacjach powinien przede wszystkim szukać potrzebujących, którym porozdaje dobra.
A przecież tak nie jest. (szczególnie w przypadku włóczek, bo na przykład z jedzeniem i ciepłymi ubraniami jest inaczej!)
Czasami dla własnego zdrowia psychicznego trzeba przeprowadzić ostre cięcie z miejsca, brawo! *^V^* Sama tak zrobiłam jakiś czas temu, po co mam komuś oddawać poplątane nitki, czasami zleżałe lub zamolone, bo upchałam niedokończone robótki w najdalszy kąt szafy i zapomniałam o nich na długi czas. To bardzo obciąża psychicznie i radykalne wyrzucenie to jak kamień zdjęty z pleców, ale to wiesz teraz najlepiej! Jeszcze raz duże brawa!!! *^O^*~~~ -
Aż sobie normalnie komentarze poczytałam z ciekawości jakie będą hejty. Ech ludzie ludzie, jakim cudem kogokolwiek może obchodzić co kto robi ze swoją własnością, kupioną za swoje pieniądze! Ale powiem Ci, że sama zwłaszcza na początku swojej przygody z dzierganiem wyrzucałam dużo włóczki, bo szybko bym się zniechęciła, a ddzierganie mi się podobało. I tak zaczynałam nie kończyłam albo kończyłam i tak naprawdę dopiero w te wakacje ograniczyłam (sporym kosztem) róbótki do trzech zaczętych (na uczelnię, do domu gdy się stresuje, i do domu do książki lub serialu) Teraz ograniczam włóczki, bo włóczkoholizm w mojej postaci mnie męczy. Chcę po prostu wykorzystać zapasy, żeby mieć włóczkę tylko na te trzy projekty i jakiejś lepszej jakości a nie najtańszy akryl.
-
Jeżeli pomogło to dobra decyzja. Sama jestem typem zbieracza, może kiedyś…..
-
Wiesz Herbi, jak zaczęłam czytać Twój post, to miałam natychmiastowe przed oczyma niedawno przeczytaną książką Japonki Marie Kondo „Magia sprzątania”. Niezbyt to ambitna lektura i dość obca mi mentalnie w swojej warstwie „filozoficznej” (chichotałam z niedowierzaniem czytając, że mam np. codziennie opróżniać po powrocie do domu torebkę, by dać jej odpocząć i co ważniejsze dziękować jej, że mi cały dzień służyła. Serio!), ale pada tam jedna zasadnicza rada dla tych, którzy chcą raz z dobrze rozprawić się z chaosem w swoim domu: „Weź do ręki każdą rzecz, przyjrzyj jej się i poczuj, czy czujesz się z nią szczęśliwa”. I to w zasadzie cały przepis. Nie – czy się przyda, czy się opłaca, czy może kiedyś… Ty nie czułaś się z tym kłębem włóczek (i związanych z nimi myśli) szczęśliwa, więc go wyrzuciłaś. I chwała Ci za to ostre cięcie!
-
Marzę o takiej determinacji. Mam mniej więcej taki sam stan ducha, natomiast brak zdecydowania, by ruszyć dalej. Szkoda, bo szkoda. Natomiast do śmietnika bym nie wyrzucała, tylko powiesiłabym gdzieś na haku obok. Może komuś by się przydały.
-
Jak dobrze to rozumiem! Wyzwolić umysł i wolę ze staroci – przede mną podobne zadanie. Dzięki za ten wpis.
-
Jesteś bardzo dzielna, Tak trzymać. Popieram takie oczyszczenie. Pozdrawiam
Komentarze