przebudzenie domowej bogini: minimalistyczna poduszka na drutach
Nie jestem typem domowej bogini, lubię minimalizm. Nie dla mnie słodkie ozdóbki, 60-częściowe zestawy kawowe, koronkowa poduszka na drutach, lniane serwetki zaprasowane w kancik i polerowane co niedzielę, srebrne sztućce. Ale nawet we mnie czasem budzi się potrzeba upiększenia, a może bardziej uporządkowania wnętrza mieszkania. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy zdam sobie sprawę, jak bardzo drenują moją energię różnego rodzaju prowizorki. Wiecie, chodzi o takie tymczasowe rozwiązania, co to planujemy je wymienić wkrótce i jakoś zapominamy, a prowizorki trwają i trwają i męczą nas swoją brzydotą.
Mam parę takich trwałych nadzwyczaj prowizorek i ostatnio – chyba z tęsknoty za wiosną i nowymi początkami – postanowiłam coś wreszcie z nimi zrobić. Pierwsza z nich to poduszeczka, którą upodobało sobie nasze 5-miesięczne półdiablę weneckie, czasem zwane kotem, czyli Aruel.
Przyjechał do nas taki malusieńki, kilkutygodniowy. Zaraz na początku zaliczył poważną infekcję wirusową, która zagrażała jego życiu. Żeby było mu ciepło, układałam go na jaśku bez poszewki znalezionym w czeluściach szafy, Okrywałam ręcznikiem go, czasem dodawałam jeszcze termofor. Tygodnie mijały, Aru szczęśliwie wyzdrowiał, a poduszeczka owinięta ręcznikiem jakoś tak zadomowiła się na kanapie… Usunąć nie można, bo kot się lubi na niej wylegiwać, a wygląda okropnie.
Dlatego postanowiłam wydziergać jej jakieś stylowe ubranko. Przy okazji chciałam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i pozbyć się nieco zapasów w ramach wychodzenia z włóczkoholizmu. W grę wchodziły tylko odcienie czekolady i beże, czyli akurat te kolory, których nigdy nie stosuję w swoich ubraniach. Jednak w spisie włóczek znalazłam kłębek ciemnobrązowej, grubej wełny; w sam raz na minimalistyczną poduszkę na drutach.
Poduszka na drutach – szczegóły techniczne
Początkowo chciałam poszaleć z warkoczami, ale kiedy okazało się, że włóczki jest raptem jakieś 14 dkg, to już wiedziałam, że znów będzie minimalistycznie. Ostatecznie wełny starczyło tylko na wierzch poszewki wydziergany ściegiem ryżowym. Spód musiałam uszyć z tkaniny. Jasiek ma wymiary 40 x 40 cm. Dolną część poszewki uszyłam z dwóch prostokątów o wymiarach 40 x 27 cm (licząc bez zapasu na szwy), zachodzących na siebie tak, by zasłaniały samą poduszkę i by można ją było wyjmować do prania.
Jak na projekt przygotowany ad hoc, poszewka udała się całkiem zacnie. I najważniejsze – Aruel pokochał ją od pierwszego wejrzenia. Gdy tylko ustawiłam poduchę, by zrobić zdjęcia, natychmiast się na nią wpakował, długo obwąchiwał, a potem zaczął zagniatać łapkami i pozować jak prawdziwy, profesjonalny model.
Wiem, że nie ma się za bardzo czym chwalić, bo wszystko to bardzo nieskomplikowane, ale ta minimalistyczna poduszka na drutach była miłą odskocznią od dziergadła, nad którym ślęczę od miesiąca już chyba – z cieniuteńkiej wełny jagnięcej (takiej na druty nr 2,5). Doprowadza mnie do szału, ale powoli zaczynam widzieć światełko w tunelu, więc być może wkrótce (relatywnie „wkrótce”, pewnie za parę tygodni 😉 pochwalę się nowym swetrem.
PS: Żeby nie było tak różowo w kwestii walki z włóczkoholizmem, to muszę przyznać, że dokonałam remanentu prowizorek poduszkowo-kocykowych i uznałam, że muszę kupić dużo włóczki w brązowych odcieniach 😀
-
ciekawe czy dotrwa do maja 🙂
-
i jak pięknie kociątko pozuje 🙂 🙂
-
Jak ja lubię do Pani zaglądać.
Pozdrawiam
aśka
Komentarze