Wyzwanie kaizen – raport, tydzień 5
„Nie mów hop, zanim nie przeskoczysz”. Tyle się ostatnio nachwaliłam, że działam już na autopilocie i nowe nawyki weszły mi w krew, a tu się okazało, że kolejny, piąty tydzień wyzwania kaizen stał się moim tygodniem kryzysowym.
Wyzwanie kaizen – raport z tygodnia 5
Być może problemy pojawiły się, ponieważ przedłuża mi się okres dużej intensywności w sferze zawodowej, co powoduje, że wracam późno do domu i trudno mi wykrzesać z siebie energię na cokolwiek. Fakt jest jednak faktem – w piątym tygodniu wyzwania kaizen aż dwa razy w ogóle nie rysowałam. Po prostu mi się nie chciało. Jeśli dodać do tego, że ostatni trening w ramach mojego programu biegowego zamiast w niedzielę zrobiłam dziś, to widać wyraźnie, że kryzys.
Nie panikuję jednak, bo po pierwsze wprawdzie nie rysowałam, ale wreszcie narodził mi się nowy pomysł na robótkę, którego nie porzuciłam już na etapie próbki i przerwałam jałowy okres w dzierganiu chyba. A to jakiś plus.
Po drugie, wiem, że to było tylko małe załamanie i na pewno wrócę na obrane tory. Co więcej, poczułam, że czas już na bardziej ambitne rysowanie i w najbliższy weekend wezmę udział w dwudniowych warsztatach rysunku żurnalowego „Fashion Illustration” z Sylwią Dębicką. Bardzo jestem ciekawa, jak dam sobie radę i czy mi się spodoba. Obiecuję sobie całkiem sporo, zwłaszcza, że elementem warsztatów będzie malowanie akwarelami (dla początkujących), których zawsze chciałam spróbować.
Podsumowanie czasu
W sumie skromne wyniki z zeszłego tygodnia prezentują się tak:
- poniedziałek (22.05.): 12 min.
- wtorek (23.05.): 15 min.
- środa (24.05.): 10 min.
- czwartek (25.05.): 0 min.
- piątek (26.05.): 0 min.
- sobota (27.05.): 10 min
- niedziela (28.05.): 10 min.
Razem: 57 min., czyli najgorszy wynik, jak dotąd.
A jak tobie minął piąty tydzień wyzwania? Masz jakieś sukcesy, idziesz zgodnie z planem, czy też dopadł cię kryzys? Mam nadzieję, że poszło ci zdecydowanie lepiej niż mnie. Zostaw komentarz pod postem i się pochwal.
-
Ja też miałam moment kryzysowy, widocznie to był taki tydzień. *^v^* Okresem i bólem brzucha wytłumaczyłam sobie przesunięcie wtorkowego biegania na środę, potem na czwartek, aż w końcu udało mi się w piątek, ufff! Prawdę mówiąc, nie chciało mi się wyjść z łóżka i z domu, i tyle. Wiem, że jak pokonam lenia i wyczołgam się spod kołdry, to od przekroczenia progu mieszkania już jestem szczęśliwa, ale jakoś mi w zeszłym tygodniu nie poszło z tym łatwo.
Malowałam każdego dnia oprócz weekendu, który był wypchany zajęciami poza domem, ale w sumie nic nie stało na przeszkodzie, żebym zabrała szkicownik ze sobą, hm…
Za to dziś na miesiąc zawiesiłam moją terapię, bo uznałam, że wystarczająco popracowałam nad sobą, żeby dać psychicznie radę Bliskiej Mocno Toksycznej Osobie w jej fochach. Brawo ja! *^o^* -
Nie poszło mi dobrze w tym tygodniu z przyczyn ode mnie niezależnych niestety.Kilka dni spędziłam nie sama w małych pokoikach hotelowych wiec było trudno.Ale mata do jogi była ze mną i codziennie coś tam małego ćwiczyłam bo już pomału wchodzi mi w krew ?
-
Może ten tydzień faktycznie był taki kryzysowy ogólnie rzecz ujmując. Spałam poniżej 6 godzin dziennie. Porażka totalna zatem.
Ćwiczenia na łokieć robię już machinalnie wszędzie – więc tym nawykiem nie będziemy się już zajmować. Nawet tego nie kontroluję, wyciągam rękę przed sobie i jak tylko poczuję przykurcz to po prostu ćwiczę. Byłam na treningu na łyżworolkach z kijami (NordicBlading) a to oznacza, że wrócę na narciarskie trasy biegowe. W lutym 2018 roku wystartuję w Biegu Podhalańskim 15 CT. Tyle dobrego z ćwiczeń łokcia w trybie kaizen.
No i dziergam bez bólu prawą ręką, a o to przecież też chodziło.
Tak sobie myślę, że przez podjęcie tego wyzwania wzrasta w nas świadomość i nawet jeżeli nie zawsze się udaje to kierunek jest już wyznaczony i nie ma odwrotu. Trzymam za Was kciuki. -
Oj tak, mnie też łatwo nie było. Poprzedni tydzień był tak męczący, że z ulgą powitałam kolejny poniedziałek. Wczoraj podładowałam akumulatory, które już ledwo zipały i dzięki temu moja dzisiejsza gimnastyka poranna była dwukrotnie dłuższa niż zazwyczaj. A o to mi właśnie chodziło, żeby poświęcać rankiem kwadrans swojemu ciału. Więc może życie musiało mnie przeciorać, żebym mogła osiągnąć założony cel? No cóż, liczyłam na łatwiejszy sposób, ale było warto:) Dzięki kaizen i waszym komentarzom mój wachlarz wymówek znacznie się skurczył. Skoro robię to dla siebie, to i tak muszę być ze sobą szczera. I jestem coraz bardziej. To wyzwanie uświadomiło mi, że moje potrzeby są równie ważne, co potrzeby moich bliskich. I ja stałam się dla siebie ważniejsza…
Dzięki za wsparcie! Myślę o Was codziennie;) -
No nie, czyli wszyscy mieli „zalamke”??? Bo ja tez. Ni z tego , ni z owego nagle mnie dopadlo i choc w sumie nie cwiczylam tylko jeden dzien (straszliwie zaspalam), to dostalam jakiegos zniechecenia. I to we wszystkich sferach, oprocz dziergania moze (ale tu jestem zmuszona, bo kupilam wloczke, ktora z chwile zniknie ze sklepu. Niby powinna wystarczyc, ale jak sie okaze ze brakuje mi jednego motka…? Wiec dziergam najszybciej jak sie da)
Osobiscie tiwerdze ze to kombinacja fatalnej pogody i syndromu „konca miodowego miesiaca”, ale nic, nadal pcham do przodu. Moze w koncu „autopilot” zaskoczy. -
Oj ciekawa jestem tych Twoich warsztatów rysunku żurnalowego. Ja ostatnio też ciągle na jakieś warsztaty chodzę, ale szczerze mówiąc, nie do końca jestem z nich zadowolona.
Ciekawa jestem czy Ty będziesz ze swoich zadowolona. Pozdrawiam 🙂
Komentarze